wtorek, 16 września 2008

Małe podsumowanie

Ano właśnie, przydałoby się trochę podsumować naszą podróż, bo zdaje się, że jesteśmy już za połową. Od czego by tu zacząć...

Za nami 14 dni przygody, te dwa tygodnie minęły nie wiadomo kiedy. Zrobiłyśmy już, a raczej ja zrobiłam (a nawet można by dalej jeszcze to rozwinąć - sej zrobił) ponad 2500 km. Było zwiedzanie, były dni lenistwa, były dni w samochodzie i dni bez samochodu, ot taki bonus dla kierowcy. Były góry, było morze. Były miejsca, gdzie się dogadywałyśmy bez problemu, były takie gdzie nie rozumiałyśmy ani słowa z tego co do nas mówią. Były luksusy w hotelu, były campingi o różnym standardzie, było zimno i gorąco, deszczowo i słonecznie. Wszystkiego po trochu.

Jutro wyruszamy do najdalej wysuniętego miejsca naszej podróży, czyli do Istambułu. Jeśli nie będą nas trzymać na granicy i nie zaliczymy jakichś robót drogowych, albo innych cudów, koło godziny 16 tutejszego czasu, powinnyśmy już przechadzać się uliczkami tego ogromnego miasta. Będziemy tam w najciekawszym okresie, bo w czasie ramadanu, co mam nadzieję, da nam szansę na zobaczenie zupełnie odmiennego od naszego - europejskiego, świata.

Dianka już śpi, ja przed chwilą wróciłam z nocnej przechadzki nad morzem. Jest pełnia, morze niespokojne, dziś nie dało się nawet wejść, mogłyśmy tylko zamoczyć nogi. Nocne, robi dużo większe wrażenie. Brak turystów na plaży, prawie wszystkie sklepiki i stragany już pozamykane, w knajpkach siedzą jedynie niedobitki. A morze szumi, grzmi, podmywa brzeg, wyrzuca jakieś szczątki muszelek, meduzy, martwe ryby. Obzor, gdzie się zatrzymałyśmy wczoraj na nocleg, jest miejscem typowo turystycznym - taka nasza Jastarnia na przykład. Jest już po sezonie. Gdy byłyśmy na plaży, pięciu chłopa jeździło wielką ciężarówką wymalowaną w żółte graffiti i wykopywało z piachu parasole, które stały grzecznie na swoich miejscach, pewnie od początku czerwca. No tak, mamy już połowę września. Gdy jest się w podróży czas płynie zupełnie inaczej, gubimy dni, nie wiemy który dzisiaj, jaki to dzień tygodnia. Pomagają niezmiennie telefony komórkowe, stanowiące hybrydę zegarka z kalendarzem.

Przez uchylone okno wpadła ćma. Poobijała się od ścian i skuliła na podłodze. Życie toczy się niezmiennie swoim torem. Czas znowu ruszać w drogę...

3 komentarze:

Piter pisze...

witam witam,
jak się sprawdza epigaz?:)

Codziennie zaglądam na waszą stronę, a link do niej od momentu waszego wyjazdu znajduje się codziennie w opisie na moim gg. Warto promować tak niezwykłe i niecodzienne rzeczy jakich na ten przykład wy właśnie w tych chwilach,dniach, tygodniach dokonujecie.
Podziwiam was, z ogromnym zainteresowaniem czytam wszystkie dodawane teksty - ten ostatni, refleksyjny a jednocześnie tak wiele mówiący o miejscu w którym powstał, podoba mi się najbardziej.Ale na pewno będzie jeszcze co czytać:)

Pozdrawiam i życzę powodzenia, szerokiej drogi i bezpiecznej podróży.
Piotrek Wasilewski

Tomi pisze...

Czolgiem dziewczyny!
Poczytalem Wasze zapiski dzienne i musze powiedziec, ze czasem Wam zazdroszcze. Jestescie tam, gdzie jeszcze nie bylem. Pamietajcie, ze tutaj w Polsce niektorzy na Was patrza ;o) Wielki brat czuwa, a tych braci jest wiecej bo niejaki Piter zawiesil na gg opis o Waszej wyprawie. Pozdrawiam i zycze maksimum wrazen i przygod :o)

Slowik pisze...

"Piter" Wasilewski zwrocił mi uwagę na wasze przedsięwzięcie poprzez opis gg oraz osobistą namowę. Solidaryzuję się z jego opinią promującą waszs zdrowy, indywidualistyczny odruch zmierzający do wzniecania w stadzie półludzkich półbydląt metafizycznego niepokoju oraz doświadczenia dziwności bytu na drodze do odkrycia prawdy o naszej egzystencji zazwyczaj sfermentowanej w mechanistyczno-uniformistycznym sosie, w mrocznych miąższach rozpaczy.Macht mal so weiter.

Jacek
"Slowik"
Wittenberga/Niemcy