Ale wróćmy na chwilę do tego co już było...
Sapanta słynie z wesołego cmentarza, aczkolwiek nie tylko cmentarz jest wesoły:
I znowu w drogę. A droga z Sapanty jaka jest każdy widzi... I tu miał być film, ale się nie chciał wrzucić. Się wrzuci później.
W Baia Mare, gdzie udałyśmy się z książkami dla Dana od Tomasza, rzuciło nam się w oczy kilka rzeczy, m. in.:
Dzięki uprzejmości Dana zwiedzałyśmy muzeum, potem oczywiście pamiątkowa fotka z ekipą.
Potem znowu w drogę, z przerwą na obiad na stacji benzynowej. Może niezdrowo, ale za to z tubylcami.
Camping Faget, bo tam nocowałyśmy ma dość typowy komunistyczny charakter, łącznie ze wspólnymi prysznicami i toaletą, gdzie były pasikoniki wielkości krowy... Brrrrrr... No i restauracja...
byłyśmy o 21 i jakoś nie była czynna:/
Rano w Cluj-Napoca obowiązkowa kawa w fashion tv kawiarni, skąd pisałyśmy poprzedniego posta.
a później zwiedzanie miasta, trochę na własną rękę, między innymi muzeum historyczne (a co, mnało nam było !!)
łapanie klimatu
a potem wycieczka z Sote i Roxy, którzy oprowadzili nas i poopowiadali trochę o zabytkach i historii, nie tylko Cluj ale również Macedonii:) Między innymi - lustrzana zabudowa na ulicy należącej do dość zamożnej rodziny
oraz świeżo odnowiona i dopiero co otwarta fontanna z przeraźliwie głośną muzyką...
No i oczywiście na koniec wycieczki zabrali nas do pubu Insomnia - bardzo sympatyczne i klimatyczne miejsce
Przed wyjazdem z Cluj-Napoci jeszcze durne zdjęcie, obowiązkowo:
i w drogę do Turgu Mures. W Turgu Mures bardzo miło spędzony czas, cały dzień, dwie noce, więc można było na luzaka pozwiedzać i dla Fredro nowość - wypić piwko!!
Na początek katedra prawosławna:
Potem spacer ulicami miasta i kilka ciekawostek, np. idealny samochód dla Diunki:
my, sprzed 18 lat...
Cyganki, piękne i kolorowe. Bo Turgu Mures to takie na pół cygańskie miasto:
Tak ogólnie miasto, jak miasto... Ale swój klimat ma.
Przed drzwiami kolejnego kościoła - Dianka mówi - tam ptaszek leci...!
i znowu ptaszek... co za miasto??? Same ptaszki tu latają!
i przygłupawa sesja wspólna:
Po południu złapała nas burza, więc było piwko w cygańskiej knajpie:
a ja korzystając z okazji mogłam wreszcie oddać się czytaniu kwietniowego numeru Dialogu... lepiej późno niż wcale...
Potem był obiad, pyszny, oczywiście tu popis umiejętności kulinarnych Dianki:
No i starczy może na tę chwilę. Kolejna odsłona wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz