niedziela, 14 września 2008

Góry Fogaraskie

Prosto z Bran udałyśmy się w góry Fogarskie, zwane Fogarskimi, Fogaraszami i figurujące jeszcze pod kilkoma innymi nazwami. Grunt, że jest to najwyższe pasmo Karpat rumuńskich, średnia wysokość przekracza tu 2300 mnpm, najwyższy szczyt to Moldoveanu (2544 m), drugi w kolejności jest Negoiu (2435 m).

Po niezbyt długim namyśle postanowiłyśmy wyjść w góry z Sambaty, miejscowości położnej u podnóża Moldoveanu niemalże. Nie było łatwo tam trafić. Po drodze trochę błądziłyśmy, między innymi robiąc kółko przez jakąś uroczą miejscowość robotniczą zapewne...


Po osiągnięciu Sambaty de Sus (czyli jak już wiemy, dzięki tv i Diunce Sambaty górnej), zmagałyśmy się przez jakiś czas z problemem noclegu. Najlepiej w ciepłym łóżeczku ze świeżą pościelą (prawie wszystkie poprzednie noce, poza Tokajem spędziłyśmy w namiocie i trochę nas wyziębiło). W końcu udało się znaleźć w miarę tani nocleg (zbójeckie ceny!!!) i przy okazji miejsce, gdzie mogłyśmy zostawić samochód. Wjeżdżając pod górę spotkałyśmy ekipę ze Śląska. Niestety już schodzili, ale udało nam się z nimi trochę porozmawiać (spragnione informacji i języka polskiego oczywiście). Obiecali, że zajrzą na blog - pozdrowienia jeśli czytacie!!!

Wreszcie wyjście w góry - na początku uśmiechnięta jeszcze Diunka

Po dwóch godzinach z hakiem idąc przez dolinę Sambaty, bardzo przypominającą tarzańską dolinę Roztoki osiągnęłyśmy schronisko - a tam mnóstwo fajowych zwierzaków:)


Podejście było dość strome, podobne bardzo do doliny Jaworzynki (znowu mi się tu wtrącają porównania;) ), zwieńczone przełęczą Vistea Mare (2268 m).

Pogoda dość zmienna, trochę chmur, trochę słońca

Nie udało się osiągnąć przełęczy, byłam jakieś 150 metrów od szczytu, ale zabrakło czasu na przejście na drugą stronę. Góry nie zawsze bywają łaskawe.

Rozbiłyśmy namiot koło schroniska, w nadziei na poprawę pogody następnego dnia.

Niestety, przez prawie całą noc padało, rano też. Nie udało się wyjść wyżej.

Ale humor typowo schroniskowy, nie tym razem to następnym.


Diunka stwierdziła, że zabiera szczeniaczka. Tylko, że plecaki i tak dość ciężkie były... Rozważałyśmy zjedzenie całych zapasów, ale nie dało rady.


W końcu zeszłyśmy z gór ze spotkaną poprzedniego dnia ekipą z Bukaresztu, próbowali rano podejść mimo deszczu pod przełęcz, ale doszli jeszcze niżej niż my i zawrócili. Szczególnie zawiedziony był Adrinian, to jego druga próba. I kolejna zakończona porażką. Widać Fogarasze są mniej łaskawe, niż by się mogło wydawać.


Na koniec jeszcze wspólny obiad, już na dole

a potem w drogę. Skoro nie udało się wejść, postanowiłam wjechać. Nie odpuszczę takiej okazji. Przed nami roztoczyła swe uroki trasa transfogarska, czyli ponad 80 km zakrętów i serpentyn wijących się do wysokości ponad 2200 mnpm. Zbudowana za czasów Caucescu, posiada w swojej ofercie nawet prawie kilometrowej długości tunel wiodący pod szczytem. Srebrna szczała dawała sobie radę całkiem dzielnie:) Tu w pełnej okazałości:

A tu zadowolony z życia kierowca w akcji. Tym razem w roli fotografa srebrnych szczał.
Trasa wyglądała mniej więcej tak:





Asfalt nieco już zużyty, ale ciągle służy...


A ja i tak jeszcze tam wrócę!

Brak komentarzy: