niedziela, 7 września 2008

Cluj-Napoca dzisiaj

Witamy serdecznie naszych drogich czytelników. Siedzimy sobie właśnie w Rumunii, w ą, ę kawiarni Fashion TV w Cluj-Napoca, skąd nadajemy naszą poranną audycję.

Ostatnie dni były pełne wrażeń, co mam nadzieję choć trochę oddadzą zdjęcia. Ale od początku może...

Poprzednim razem, moi drodzy widzieliśmy się w Bojnicach i tak jak obiecałyśmy, upiększyłyśmy tam nieco naszą srebrną strzałę, stosując autoreklamę naszego niecnego bloga:


A tak przebiegało rysowanie "od ręki"


Mieszkałyśmy w przepięknych apartamentach...


I oczywiście musi być nasza szafa (do namiotu nie weszła)...


Prosto z campingu ruszyłyśmy na podbój Bojnic. Pierwsze co przyszło nam do głowy, to "A może by tak zmienić środek transportu? Świeżo znaleziony, wszak bardziej odpowiedni dla księżniczek..."


No a skoro księżniczki to musi też być zamek. No i jest.


A ja czekam na księcia i czekam...


Choć, trzeba przyznać, że widok z okna niczego sobie


No ale, komu w drogę, temu trampki na nogę!


Droga, droga, droga...


A po drodze przerwa na zmarzliny oczywiście! No i subtelną kryptoreklamę...


Diu lansuje się w kolorze różu. Bo bardzo jej do twarzy.


I wreszcie Węgry osiągnięte. Wyjazd z Miszkolca przekroczył nasze możliwości. Żeśmy się po raz pierwszy nieco zgubiły, ale było warto, bo...


Bocznymi drogami (tak jak lubię!) dotarłyśmy wreszcie do Tokaju. A w Tokaju pusto i ciemno.


Po furmincie i samorodnym oraz aszu Diu nawiązała przyjaźń z Bachusem...


Poranny Tokaj nieco bardziej przyjazny dla turystów i tubylców. Można na przykład popielęgnować urodę.


A jak pielęgnować urodę to tylko w źródłach termalnych. Tym razem w Sosto pod Nyredhyazą. I koniecznie na depesza.


A potem znowu droga. Pani kierowczyni się nudzi, bo tam tylko prosto i prosto.


Nawet licznik jest monotematyczny....


Pewną rozrywkę stanowi kupowanie chleba na migi, na prowincji.


No i wreszcie upragniona Romania!!!!!!


Na granicy nie obyło się bez przyjemnych pogaduszek z celnikami...



Kilka obrazków z Satu Mare - droga do miasta, nasz campning i centrum, gdzie dzięki Ciprianowi mogłyśmy dokładnie spenetrować muzeum miejskie.



Cipri pokazuje nam zbiory Judatean Museu w Satu Mare. Big thanks to you, Cipri:)))



A na koniec zabrał nas na obiad:)) do restauracji partyjnej, mieszczącej się koło muzeum.


Z Satu Mare udałyśmy się do Sapanty, ale to już temat na oddzielny post, więc zapraszamy na kolejną relację za jakiś czas, gdy będziemy mieć dostęp do internetu.

Brak komentarzy: