Ostatnie dni były pełne wrażeń, co mam nadzieję choć trochę oddadzą zdjęcia. Ale od początku może...
Poprzednim razem, moi drodzy widzieliśmy się w Bojnicach i tak jak obiecałyśmy, upiększyłyśmy tam nieco naszą srebrną strzałę, stosując autoreklamę naszego niecnego bloga:
A tak przebiegało rysowanie "od ręki"
Mieszkałyśmy w przepięknych apartamentach...
I oczywiście musi być nasza szafa (do namiotu nie weszła)...
Prosto z campingu ruszyłyśmy na podbój Bojnic. Pierwsze co przyszło nam do głowy, to "A może by tak zmienić środek transportu? Świeżo znaleziony, wszak bardziej odpowiedni dla księżniczek..."
No a skoro księżniczki to musi też być zamek. No i jest.
A ja czekam na księcia i czekam...
Choć, trzeba przyznać, że widok z okna niczego sobie
No ale, komu w drogę, temu trampki na nogę!
Droga, droga, droga...
A po drodze przerwa na zmarzliny oczywiście! No i subtelną kryptoreklamę...
Diu lansuje się w kolorze różu. Bo bardzo jej do twarzy.
I wreszcie Węgry osiągnięte. Wyjazd z Miszkolca przekroczył nasze możliwości. Żeśmy się po raz pierwszy nieco zgubiły, ale było warto, bo...
Bocznymi drogami (tak jak lubię!) dotarłyśmy wreszcie do Tokaju. A w Tokaju pusto i ciemno.
Po furmincie i samorodnym oraz aszu Diu nawiązała przyjaźń z Bachusem...
Poranny Tokaj nieco bardziej przyjazny dla turystów i tubylców. Można na przykład popielęgnować urodę.
A jak pielęgnować urodę to tylko w źródłach termalnych. Tym razem w Sosto pod Nyredhyazą. I koniecznie na depesza.
A potem znowu droga. Pani kierowczyni się nudzi, bo tam tylko prosto i prosto.
Nawet licznik jest monotematyczny....
Pewną rozrywkę stanowi kupowanie chleba na migi, na prowincji.
No i wreszcie upragniona Romania!!!!!!
Na granicy nie obyło się bez przyjemnych pogaduszek z celnikami...
Kilka obrazków z Satu Mare - droga do miasta, nasz campning i centrum, gdzie dzięki Ciprianowi mogłyśmy dokładnie spenetrować muzeum miejskie.
Cipri pokazuje nam zbiory Judatean Museu w Satu Mare. Big thanks to you, Cipri:)))
A na koniec zabrał nas na obiad:)) do restauracji partyjnej, mieszczącej się koło muzeum.
Z Satu Mare udałyśmy się do Sapanty, ale to już temat na oddzielny post, więc zapraszamy na kolejną relację za jakiś czas, gdy będziemy mieć dostęp do internetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz