Fredro od rana tkwi przy monitorze i prowadzi w sumie przyjazną konwersację z google earth;) Dziś kończymy planowanie trasy, przed nami kolejny etap. Noclegi niby na chybił trafił będziemy organizować na miejscu - w samochodzie, na plaży, gdzieś na zapadłej wsi, zależy, gdzie wylądujemy, ale jednak staram się rozejrzeć nieco w sytuacji. Nauczona doświadczeniem z ubiegłorocznej włóczęgi po Romanii (preferuję taką nazwę), kiedy to w dziurze składającej się z piętnastu domów podano mi zaporową cenę 20 euro za nocleg w pokoju sielskim, wiejskim i anielskim plus mieszczącą się obok komórkę dla kur, w której można było spokojnie dokonać toalety. Ale wiocha piękna była, to się liczy.
A w Gruzji wojna. Tak mówią.
Piszemy do Olki, która siedzi pod Tbilisi od czerwca. Ponoć zamieszki trwają tylko w Osetii i Abchazji, czyli, za przeproszeniem - norma. W radio mówią o zabitych i rannych w dwóch gruzińskich miastach. W co wierzyć?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz